Ashke Inu. Domowa hodowla Akit Japońskich.

środa, 27 czerwca 2018

Psać czy nie psać z psem.



Witam.
Pojedziemy anagramem. Muszę przyznać, że całkiem zgrabny. Nawet jeśli to moja żona wymyśliła. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o psie w łóżku. Dawno, dawno temu, uważałem, że pies w łóżku nie idzie w parze z wyspaniem. Właściwie to nadal tak uważam… chyba. Ale odmieniła się sytuacja. W chwili obecnej mam piesa w łóżku każdej nocy. I hmmm… nadal tego nie lubię. Wytłumaczę to później, wtedy zrozumiecie. Ale od początku. Kiedy zostałem dumnym opiekunem mojego pierwszego Akity, w mojej głowie funkcjonował pogląd, że dla psa nie ma miejsca w łóżku, na kanapie, właściwie wszędzie tam, gdzie on chciał wleźć, a ja leżałem, siedziałem czy spałem. Musiałem dojrzeć do zmiany decyzji. Musiałem również zdać sobie sprawę z tego, że nie ma nic zdrożnego w psie na kanapie zwłaszcza jeżeli sam go tam zaproszę. Właściwie pod warunkiem, że go tam zaproszę. Jak już wspomniałem najsampierw nie pozwalałem żadnemu z moich psów wchodzić na kanapę, a co dopiero do łóżka. Niestety moja żona ma odmienne zdanie w tej kwestii. A cała sytuacja wyglądała następująco:
Leżę sobie na kanapie. Moje psy leżą obok na ziemi, zaznaczam. Wychodzę z pokoju pełen spokoju o moje miejsce, wracam i co widzę? Kanapa cała zapsiona. Wtedy jeszcze miałem tylko dwa psy. Niestety to wystarczyło, żeby zapsić całą kanapę. Stoję porażony zdumieniem, niewiarą i jeszcze większym zdumieniem. Jak to? Przecież one nigdy na kanapę nie właziły. Dlaczego zaczęły. Tracę pozycję? Rzucają mi wyzwanie? Mamy się … hmm … gryźć?
- Wypad z baru. Znaczy spadać z kanapy. Widzę niebotyczne zdziwienie w ich skośnych oczkach: Ale dlaczego? Zlazły obrażone. Myślę sobie, że przecież nigdy nie było przyzwolenia na kanapo-leżenie. Stan taki trwał kilka dni. Aż pewnego dnia wchodząc niespodziewanie do salonu zastałem widok, który powalił mnie na kolana. Moja wielce szanowna małżonka leży na kanapie opatulona w psy. Stoję i analizuję. Moje myśli galopują jak stado mustangów z rozwianymi ogonami i ogniem w oczach. Chwilę porozkoszowałem się tą wizją gdyż nie należy rezygnować z dobrych porównań. Żonka ogląda telewizję nieświadoma obecności swojej nemezis. Psieski natomiast, mające nieco więcej instynktu samozachowawczego zaczęły chyłkiem uchodzić z kanapy. Nie sposób opisać oburzenia mojej połowicy na taką rejteradę. „Ej” zakrzyknęła oburzona. Psy dały dyla. Mądre są. Stoję z tyłu i patrzę jak moje „lepsze” pół pertraktuje powrót na kanapę.
– No chodźcie, no do mnie, no chodźcie, ej, ej, no chodźcie. Psy udają, że oglądają swoje stopy. Z ich postawy jasno wynika „No wiesz, byliśmy tam, ale teraz nas tam nie ma. Tłumacz się sama.” W końcu nawet do mojej żony dotarło, że coś jest nie tak. Obraca się i co widzi? Mnie. Napompowany słusznym gniewem, jak gradowa chmura wypełniona urażoną dumą, szykuję się do miażdżącej tyrady i co słyszę?
– Przestań straszyć psy! Zakrztusiłem się gniewem i urażoną dumą. Kiedy już się wykaszlałem byłem gotowy odezwać się.
– Ale jak to? – Na tak postawione pytanie uzyskałem odpowiedź na jaką zasługiwałem.
– O co ci chodzi?
– No wiesz. – odpowiadam inteligentnie.
– Co wiem? – słyszę równie inteligentną i elokwentną odpowiedź. Na usta ciśnie mi się rymowana odpowiedź. Ale nie odważę się. Szukam w umyśle słów odpowiednich do poziomu mojego zdumienia i oszołomienia. Znajduję!
– No wiesz? – Dukam.
– Masz zawał? – słyszę w odpowiedzi.
– Nie. – stawiam diagnozę, czuję się niemal jak D.M. House.
– Udar? Zadzwonić po pogotowie?
– odpowiedzią biję na głowę każdego oratora – Że, co?
– No bo wyglądasz jakbyś miał zejść.
– No tak. Przyszedł mój czas. Otwierają się bramy. Za nimi stoi Mroczny Kosiarz. Już zacząłem się żegnać z doczesnością, gdy zdałem sobie sprawę, że nie mam zamiaru się rozstawać z tym światem.
– Przestań mnie pakować do trumny! Ubezpiecz mnie najpierw. – Wiecie biznes jest biznes. O interesy trzeba dbać. Widzę gonitwę myśli na twarzy mojej żony. W końcu wygrywa wyraz niezrozumiałego zdumienia.
– Ale ty jesteś ubezpieczony. Podwójnie, jeśli zejdziesz na zawał.
-  … - Acha. – Kurde kiedyś przeczytam to OWU. – A ile dostaniesz, jak zejdę na zawał? – pytam prowadzony niezdrową, zapewne dla mnie, ciekawością?
– O co ci chodzi? - Sprowadza mnie na ziemię.
– No bo wiesz, tak sobie kalkuluję i wychodzi mi … - zdaję sobie sprawę, że kopię sobie dołek. – Co ty mnie tu zagadujesz ubezpieczeniami. – Oświadczam pełen słusznego gniewu. Nie dość, że psy leżą na kanapie to jeszcze mnie do grobu kładą. I to na zawał. Podwójnie płatny co prawda, ale zawsze. – No bo mnie chodziło o to, że psy leżą na kanapie. – oświadczam nieco zdezorientowany.
– No i co z tego? - słyszę w odpowiedzi.
-Ehmm … no nic. Ale tak nie wolno. Prawda? – Pytam odważnie.
– Ale o co ci chodzi? – Muszę przemyśleć strategię. Coś mi się inicjatywa wymknęła. Czuję się co nieco winny. Ja tu miałem rozpętać piekło słusznego gniewu, a nie się tłumaczyć z tego, że przyszedłem w nieodpowiednim momencie. Przechodzę do kontrataku. – Psom nie wolno wchodzić na kanapę!
– Wolno – słyszę w odpowiedzi. – Kiedy je zapraszam.
– Yyy, a długo już je zapraszasz? – Od jakiegoś czasu. – No tak człowiek się stara być konsekwentny, uczy, wymaga i co z tego ma? Ktoś przychodzi i uczy czegoś wręcz odwrotnego. Nic dziwnego, że pies może zgłupieć. Jeden mówi to druga tamto. Nieco to różne od konsekwencji. Ale faktem jest, że można psa nauczyć, żeby nie wchodził na kanapę. Przynajmniej przy Was. Bo kiedy nie będzie Was w pobliżu nie liczcie na to, że pies odpuści kanapie. Grunt to wspomniana wcześniej konsekwencja, której znaczenie pokazałem później w słowniku mojej żonie. Okazało się, że cały czas wiedziała o co chodzi. Jaaaasne… bujać to my a nie nas. Tak czy inaczej konsekwencja to klucz do sukcesu.
 Nie macie wpływu na to co się dzieje, kiedy Was nie ma. Ale macie całkowity wpływ na to co się dzieje, kiedy jesteście. Kiedy psies włazi na kanapę, a wy nie życzycie sobie tego, zganiacie go. Bezwzględnie i bezwarunkowo. Oczywiście wykorzystujecie do tego celu takie komendy jakie wypracowaliście. Bo ja wiem? Nie wolno, Fe, Be, Nie, Zostaw, Złaź zakało, Spierdalaj sierściuchu… a nie to do kota.  Nie krzyczymy, nie awanturujemy się, to nie jest wasz współmałżonek. Pies zrozumie, że nie to nie bo tak i c.uj. Tzw. asertywność po kaszubsku. Nie obrażając Kaszubów. Bardzo mi się podoba więc nie mam nic obraźliwego na myśli. Co więcej z upodobaniem ją stosuję. Ale kiedy macie ochotę na poprzytulanie się zawołajcie psa. To wy decydujecie, kiedy może przebywać z Wami na Waszym miejscu. Przekaz musi być jasny i prosty. Kiedy ja zapraszam to TAK. Kiedy nie wołam to NIE. Ważne, żeby każdy stosował się do tej zasady. Brak zasad to chaos. A w chaosie bardzo łatwo o utratę kontroli. Psy chaosu nie lubią, więc jeśli Wy nie potraficie zapanować nad stadem, on/ona się za to weźmie. Zwłaszcza jeśli jest Akitą. Co innego spanie z psem. Jest to coś czego nie da się ukryć. No bo niby jak. Wielki, futrzasty stwór pod kołdrą. Można to pomylić tylko z jednym. Mianowicie „Monster Inc.”. Ale jeśli nie produkujecie energii z krzyku to raczej nie jest to James P. Suliivan, więc wyjaśnienie jest jedno: Macie psa w łóżku.  Teraz pozostaje pytanie. Jest tam za Waszą zgodą i wiedzą, czy wlazł cichcem, kiedy byliście odwróceni do ściany. Jak już wspominałem jestem zwolennikiem nie-spania z psem. Wiecie łóżko ma ograniczony gabaryt. Pies mały nie jest i ma pazurki. No niby żona pazurki też posiada, ale nie daje się wygonić z łóżka. O rozmiarze nie będę się wypowiadał, bo się obrazi. Wracając do meritum. Przez bardzo długi czas byłem zdecydowanym przeciwnikiem spania z psem. Z różnych względów. Głównie chodziło mi o to, że jest to moje miejsce spoczynku i jako takie jest tylko moje. 
Ja się nie pcham spać w ich posłaniach. Więc wymagam wzajemności. Jako przewodnik stada nie życzyłem sobie, aby ktoś spał w moim legowisku. Ostatnimi czasy zmieniło się nieco moje nastawienie. Chciałbym z góry zaznaczyć, że wbrew obiegowej opinii, nasze psy nie są kozami. Ich zachowanie zwłaszcza podczas konsumpcji trawy temu przeczy, ale zdecydowanie kozami nie są. I jako takie nie chodzą po schodach, zwłaszcza jeżeli te zawierają dziury, lub są ażurowe. Boją się takich schodów, gdyż nie są nauczone po nich chodzić. Wspominam o tym, bo sypialnia nasza znajduje się na piętrze i żaden pies nie ma odwagi wejść do niej po schodach. W sumie bardziej przypominających drabinę niż klasyczne schody. Nie żebyśmy mieszkali w jakiejś stodole z ustawionymi drabinami pozwalającymi dostać się na pięterko. Jako że psy do sypialni się nie pchały drzwi do niej nie były zamykane. Na moje nieszczęście pewnej nocy odkryłem, że niezamykanie drzwi ma pewien zasadniczy mankament. Tej pewnej nocy mianowicie, ze zdumieniem i zgrozą odkryłem, że moja żona sierścią porosła.
Nie wiem, czy doświadczyliście kiedyś podobnego stanu egzystencjalnej niepewności, kiedy to pogrążeni w głębokim śnie czujecie na żebrach pociągnięcie pazurów. Nie w pełni obudzony przesunąłem się, aby drapiąca żona miała miejsce. Niestety drapanie nie ustawało. Pamiętam jak przez opary snu pomyślałem, że musi zmienić manikiurzystkę bo ta w ogóle nie zna się na robocie. Jako że groziło mi całkowite wybudzenie postanowiłem spacyfikować nocnego drapacza. Jedyny znany mi sposób to przytulić, zawsze działa uspokajająco. Cholera wie czemu? Jak umyśliłem tak zrobiłem. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, co więcej przerażenie, gdy odkryłem, że małżonka w nocy przeszła zatrważającą przemianę w wilkołaka. Gonitwa myśli wyrwała mnie ze stanu półprzytomności. Pierwsze co pomyślałem było „Kurde będzie musiała golić twarz moją maszynką”. Nieco się zawstydziłem takiego podejścia, ale drugą myślą było „znaczy jak ja się z nią na mieście pokażę. Na smyczy? Może na flexi, będzie miała swobodę ruchu”. I na koniec „Kurde, a jak pogryzie moje psy, trzeba będzie ją uśpić!”. Obudziłem się. Znaczy tak całkowicie. Jako że świt był blisko nieco światła wpadało do pokoju. Patrzę i mam ochotę obudzić się jeszcze raz.

- Sroka co ty tu robisz? Pytam zdziwiony, zniesmaczony wręcz zdegustowany. W odpowiedzi zostałem wylizany po twarzy. Cóż z taką odpowiedzią się nie dyskutuje. Przynajmniej nie w łóżku. Przez chwilę rozważałem kuszącą opcję stałej wymiany żony na suczkę niestety nie jestem pewien czy taka propozycja z mojej strony nie skończyłaby się trwałym kalectwem. Moim. Więc odpuściłem pomysł. Ehhh... Oczywiście kocham moją żonę i nigdy jej nie zamienię. Cóż swobodny dostęp do tekstu ma tą wadę, że każdy może to przeczytać. Nasuwa mi się tekst jednego z najlepszych polskich zespołów rockowych „i żywy stąd nie wyjdzie nikt”. Ciekawe dlaczego? Wracając do psa w łóżku. Nie bardzo wiedziałem skąd Sroka w pieleszach. Okazało się, że wiedziona nieodpartą potrzebą przebywania w pościeli pokonała strach i wspięła się na schody. Potem już było z górki. Wystarczyło cicho wleźć do łóżka, oczywiście w sam środek i zagrzebać się pod kołdrą. Siedzę na łóżku i rozważam różne alternatywy. Niestety Sroka nie wygląda jakby się gdzieś wybierała. Właściwie to wygląda na zadowoloną. Leży sobie kołami do góry, rozwalona w poprzek łóżka, dzięki czemu ja obudziłem się w połowie na podłodze, i wygląda na szczęśliwą. No i jak tu psa pozbawić dobrostanu? Nieludzkie to. Pomimo tego, że nadal jestem przeciwnikiem spania z psem jakoś nie mogę się zdobyć na to by wywalić go z łóżka. Dziwne to. Kiedy zapytacie mnie czy pies powinien spać w łóżku. Odpowiem - Nie. Na pytanie - Czy ty śpisz z psem w łóżku? - Oczywiście. Nie oszukujmy się. Każdy kto jest tak pierdlonięty na punkcie psów jak ja i każdy kto to czyta… zrozumie. Czasami wchodząc do sypialni zastaję Srokę wywaloną na moim miejscu. Co robię? Pełen słusznego oburzenia zdecydowanie, aczkolwiek delikatnie przesuwam ją na środek łóżka i kładę się obok. Oczywiście kieruje mną czysta interesowność. No bo wyobraźcie sobie nocnego złodzieja kołdry i  nie mówię tu o psie. Kiedy Sroka leży pośrodku każdy ma jasną sprawę w kwestii kołdry. Ta część jest moja tamta nie moja. I kiedy 28 kilogramowa Sroczka leży pośrodku sprawa jest jasna i klarowna. Czasami w środku nocy budzą mnie odgłosy szamotaniny na przeciwległym krańcu łóżka. Ktoś tam bezskutecznie usiłuje dokonać kradzieży kołdry. Uśmiecham się wtedy sennie i delikatnie klepię Srokę, żeby przypadkiem sobie nie poszła. Od tego pierwszego razu, kiedy to wdrapała się do nas, Sroka co noc śpi z nami w sypialni. Czasem z nami w łóżku, czasem obok, to te gorsze noce- marznę wtedy. Ale ona zaraz przyjdzie, położy się obok i grzeje mnie swoim ciepłem. Nie ma nic lepszego niż taki przyjaciel w zimną noc. Jeśli nie przeszkadza wam sierść na poduszce, w ustach i … no tak mokre plamy. Bo Sroka jest fanatyczną wręcz lizaczką. Cóż, jakoś przywykliśmy. W tej chwili nie mam już nic przeciwko temu by oglądać TV z psem leżącym przy mnie na kanapie. Pod warunkiem jednak, że sam go tam zawołam. Nadal gonię psy, jeśli same tam włażą. Właściwie teraz nie wyobrażam sobie jak mogłem kiedyś relaksować się bez pachnącego sierścią gościa przy boku.       

Ja
Loki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz