Spacerować czy
ganiać po lesie?
Poprzednio
opisałem jak wygląda mój spacer po okolicznych ulicach. Dzisiaj chciałbym
podzielić się z Wami przeżyciami ze spaceru po lesie. Najsampierw wybór lasu.
Osobiście lubię lasy, które oferują drzewa iglaste już wyrośnięte, z wielkimi
połaciami mchu, bądź krzaczkami jagód. Mech oferuje grzyby, a jagody oferują,
hmmm fioletowe palce, język i wargi. A no i jagody. W każdym razie las
powoduje, że nigdy się nie nudzę spacerując. Szczerze mówiąc uwielbiam jeździć
z moim ulubieńcem do lasu. Cisza, spokój, grzyby, spokój, cisza, jagody,
spokój. No chyba, że jadą ze mną dzieci. Wtedy pozostają tylko jagody i grzyby.
Ale dzisiaj spacer tylko z Akitą. Każdy lubi to, co lubi. Więc wybór lasu
należy do każdego indywidualnie. Ja lubię las, który wygląda jak las. Nie jak
zaniedbany ogród w którym jeżyny przejęły dominację. Mamy z Lisem swoje
ukochane miejsca, w które jeździmy.
Znam las i
wiem, że mści się na nieprzygotowanych. Tak więc w odróżnieniu od wyprawy po
trawnikach wyprawa do lasu wymaga odpowiedniego ubioru. Przede wszystkim długie
spodnie. Nawet w gorące dni w lesie jest chłodniej. Spodnie nie zabezpieczają
przed zimnem lecz przed kleszczami. Koszula z długim rękawem. No i czapka na
głowę. Nie potrafię nawet powiedzieć ile razy wracając z lasu, prowadząc
samochód zauważyłem dzielnie pełznącego po nogawce kleszcza. Oczywiście
następowała natychmiastowa relokacja stworzenia. Mam nadzieję, że coś je
rozjechało, nim dotarły do rowu przydrożnego. Tak więc nie da się oszukać psa,
a tym bardziej Akity co do wyprawy do lasu. Nie wiem jak on to robi, ale kiedy
wyciągam moje stare kombaty i desanty, to on już wie. Naprawdę rozpoznaje
spodnie i buty- o zaskoczeniu nie ma mowy. Przyjmuję na klatę. Dosłownie!
Wszelkie oznaki radości i entuzjazmu. Ubrany, trochę poobijany, sponiewierany i
oszołomiony siła akiciej radości - idziemy do samochodu. Tu następuje chwila
szamotaniny. Ja chcę by wskoczył. On chce bym go podsadził. Czasami ja wygrywam,
częściej on. Jedziemy, parkujemy w miejscu, z którego będzie łatwo wyjechać.
Różnie bywa. Czasami deszcz pada i ziemia w lesie rozmięka. Dlatego warto
wybrać miejsce, które umożliwi powrót. Otwieram bagażnik i wypuszczam
rudo-biały tajfun radości. Tu nie ma mowy o smyczach, flexi czy sznurach. Jest
radość i swoboda. Niestety jest też pewien mankament. Mianowicie okoliczni
mieszkańcy mają brzydki zwyczaj skracania sobie drogi przez las. Jakby nie było
ulicy, na której mogą ich, razem z ich rowerami, rozjechać zmotoryzowani. Nie-
oni wolą zaryzykować spotkanie z dzikimi dzikami, wściekłymi lisami, królikami,
srokami, sójkami i moim Lisem. To zdumiewające, im dalej w las tym więcej
domniemanych kłusowników na rowerach. Nie rozumiem tego. My w lesie nie
chodzimy po dróżkach. Idziemy na przełaj. Odnoszę wrażenie, że za każdym
drzewem czai się miejscowy rolnik z rowerem. Autokarami ich dowożą czy co? Mniejsza
z tym. Jesteśmy na łonie natury. Rolnicy z rowerami są nieszkodliwi. Dobrze, że
okres polowań jest ściśle określony. Bo inaczej pewnie zastrzeliliby mnie, a co
gorsza mojego Akitę. I o ile wybaczyłbym zastrzelenie mnie, to zastrzelenie
mojego pupila spotkałoby się ze straszliwą i krwawą zemstą. Ale wróćmy do spaceru bez drastycznych
przygód. Puszczam tedy Lisa wolno. Momentalnie tracę go z oczu. Nie należy się
jednak martwić. Akita zawsze potrafi wrócić do miejsca startu. Co więcej zawsze
potrafi wrócić do Was. Prędzej Wy się zgubicie w lesie niż Wasz Akita. Więc
wypuszczam go. Jak się rzekło momentalnie znika w lesie. Nie martwię się tym. W
końcu mnie znajdzie i zaprowadzi do samochodu. Patrzenie na to jak biegnie jest
czystą radością. Niestety Akita ma w duszy ukrytego łowcę.
Z dostępnej literatury możemy się dowiedzieć, że najlepiej polują w tandemie. Jako, że nasza panna jest jeszcze za malutka na polowania to ja muszę spełniać rolę drugiego. Pewnego razu słyszę, że biegnie. Miga mi ruda sierść wśród drzew. Jest coraz bliżej. Nagle z krzaków wypada lis. Trudno opisać nasze zaskoczenie. On czterema łapami wrył się w ziemie. Mnie szczęka opadła do poziomu kolan. Rudzielec był tak zaskoczony, że przez kilka sekund wpatrywał się we mnie zdumiony. Następnie dał drapana w bok i tyle go widzieliśmy. Sekundę po tym Lisu wypadł z tych samych krzaków. Jak się okazało nagonił na mnie lisa. Niestety nie stanąłem na wysokości zadania i lis uciekł. Mieliśmy również podobne przygody z zającami i sarnami. Dlatego tak lubimy te wyprawy do lasu. Inaczej rzecz ma się z miejscowymi i zamiejscowymi rolnikami. Tymi co to ich autokarami dowożą. Kiedy na taki okaz natrafi mój Akita zaczyna szczekać. Słysząc szczekanie czym prędzej przemieszczam się w jego kierunku. Szczekanie znaczy się znalazł jakiegoś kłusownika-człowieka. Zazwyczaj jest to osobnik w gumofilcach, zastawiający się rowerem. Obłęd w oczach, włos rozwiany, wzrost nikczemny. Istny autochton.
Akita stoi i sygnalizuje intruza. Intruz stoi, zastawia się rowerem i drze ryja, że jest mordowany. Tu muszę się pochwalić, że wystarczył jeden gwizd, by Lisu porzucił śmierdzącego obornikiem osobnika i podbiegł do mnie. Kurde jaki ja byłem dumny, z karności mojego ulubieńca. Ha klasa sama w sobie. Obiekt „ataku” zaprzestał głośnych ryków „ratunku” i „na pomoc” i startuje z pretensjami. Pies to powinien być na smyczy. I w kagańcu. I co to znaczy żeby puszczać tak groźne zwierzę wolno. Patrzę, słucham i nie wierzę. Na Policję mnie poda. Grzywnę będę płacił. Zatkało mnie. Wiem, że jestem mistrzem ciętej riposty, ale w tej chwili nie znalazłem słów. Dość kulawo zdołałem odeprzeć mnogość zarzutów mówiąc – Poje..ło Cię? – Tu nastąpiła tyrada na temat braku szacunku, że drzewiej lepiej bywało i młodzież (to niby ja) zwracała się odpowiednio do starszych. Właściwie to później zastanowiwszy się doszedłem do wniosku, że mój adwersarz mógł mieć o kilka lat mniej niż ja. Tyle, że życie i „keleris” styrały go tak, że wyglądał jak mój dziadek. Cóż. Nie słuchałem dalej. Oddaliliśmy się z Lisem w stronę samochodu. Tak więc pomimo tego, że o wiele bardziej lubimy spacery po lesie, gdzie można wybiegać i wyszaleć psiaka, to czyhają tam różne zagrożenia. Niektóre w gumofilcach.
Z dostępnej literatury możemy się dowiedzieć, że najlepiej polują w tandemie. Jako, że nasza panna jest jeszcze za malutka na polowania to ja muszę spełniać rolę drugiego. Pewnego razu słyszę, że biegnie. Miga mi ruda sierść wśród drzew. Jest coraz bliżej. Nagle z krzaków wypada lis. Trudno opisać nasze zaskoczenie. On czterema łapami wrył się w ziemie. Mnie szczęka opadła do poziomu kolan. Rudzielec był tak zaskoczony, że przez kilka sekund wpatrywał się we mnie zdumiony. Następnie dał drapana w bok i tyle go widzieliśmy. Sekundę po tym Lisu wypadł z tych samych krzaków. Jak się okazało nagonił na mnie lisa. Niestety nie stanąłem na wysokości zadania i lis uciekł. Mieliśmy również podobne przygody z zającami i sarnami. Dlatego tak lubimy te wyprawy do lasu. Inaczej rzecz ma się z miejscowymi i zamiejscowymi rolnikami. Tymi co to ich autokarami dowożą. Kiedy na taki okaz natrafi mój Akita zaczyna szczekać. Słysząc szczekanie czym prędzej przemieszczam się w jego kierunku. Szczekanie znaczy się znalazł jakiegoś kłusownika-człowieka. Zazwyczaj jest to osobnik w gumofilcach, zastawiający się rowerem. Obłęd w oczach, włos rozwiany, wzrost nikczemny. Istny autochton.
Akita stoi i sygnalizuje intruza. Intruz stoi, zastawia się rowerem i drze ryja, że jest mordowany. Tu muszę się pochwalić, że wystarczył jeden gwizd, by Lisu porzucił śmierdzącego obornikiem osobnika i podbiegł do mnie. Kurde jaki ja byłem dumny, z karności mojego ulubieńca. Ha klasa sama w sobie. Obiekt „ataku” zaprzestał głośnych ryków „ratunku” i „na pomoc” i startuje z pretensjami. Pies to powinien być na smyczy. I w kagańcu. I co to znaczy żeby puszczać tak groźne zwierzę wolno. Patrzę, słucham i nie wierzę. Na Policję mnie poda. Grzywnę będę płacił. Zatkało mnie. Wiem, że jestem mistrzem ciętej riposty, ale w tej chwili nie znalazłem słów. Dość kulawo zdołałem odeprzeć mnogość zarzutów mówiąc – Poje..ło Cię? – Tu nastąpiła tyrada na temat braku szacunku, że drzewiej lepiej bywało i młodzież (to niby ja) zwracała się odpowiednio do starszych. Właściwie to później zastanowiwszy się doszedłem do wniosku, że mój adwersarz mógł mieć o kilka lat mniej niż ja. Tyle, że życie i „keleris” styrały go tak, że wyglądał jak mój dziadek. Cóż. Nie słuchałem dalej. Oddaliliśmy się z Lisem w stronę samochodu. Tak więc pomimo tego, że o wiele bardziej lubimy spacery po lesie, gdzie można wybiegać i wyszaleć psiaka, to czyhają tam różne zagrożenia. Niektóre w gumofilcach.
Ja
Loki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz