Jak wygląda rozbudowa
stada?
Słowo na dzisiaj. Czytanie z księgi Rozrostu. Ewangelia według Mnie- Lokiego.
I
stworzył Pan mężczyznę. Lecz samotny mu się wydawał więc z kawałka serca jego
uczynił Pan psa i dał mu za towarzysza. I pojął Pan, iż było to słuszne, dobre
i właściwe. – mała dygresja spory co do rasy jeszcze trwają lecz sądzę, że był
to Akita. Bo niby jaki inny pies potrafi być tak wierny.- I żyli tak sobie pan
i pies jego. I radowali się spacerami wspólnymi. I towarzystwem wzajemnem. I
dobrze im było jako w niebie. I chciał Pan aby szczęście człowieka było
pełniejsze jeszcze. I uczynił on kota. Z czego nie wiadomo, lecz pewnie z
dolnych części jakowyś. I jak wiadomo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Takoż było i tym razem. Kot wtargnął w życie szczęśliwe jak choroba jakowaś.
Zapewne biegunka podstępna. Pod nogami plątać się zaczął. Psa w nos drapać
bezustannie pragnął. Przez co i na wystawach pies nie mógł się godnie
prezentować. I japę drzeć o żarcie bezustannie począł. Nic tylko złapać
sierściucha za pchlarz jego i z domu wywalić. Najlepiej z piętra dziewiątego. I
pojął Pan, iż źle się stało. Naprawić to zapragnął i z żebra męskiego kobietę
uczynił. I wszystko już dokumentnie spierd_lił.
Wybaczcie parafrazę. Ale nie mogłem się powstrzymać. Nie to żebym miał
cokolwiek przeciwko Paniom. Ja tylko przytaczam fragment pisma małoświętego.
A tak na poważnie.Witam.
Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić naszymi doświadczeniami z
zakresu wprowadzania nowych członków rodziny do stada. Najsampierw koteczka. Jak
pewnie wszystkim wiadomo ma na imię Joko. Nie mylić z Yoko. Posiada rodowód jak
stąd do końca piekła, skąd zapewne pochodzi. Więc jest rodowodowa. W
odróżnieniu od Yoko, która posiada…ła tylko sławnego męża. Ale nie o tym. Otóż
ta Joko dołączyła do naszego stada w wieku 8 tygodni. Jakież to było małe,
jakie bezbronne, jakie milusie, jakie puchate i przytulińskie.
Ale wszystko co
dobre kiedyś się kończy. Rzeczona Joko to Brytyjka z wściekle bursztynowymi
oczami. Charakterem lamparcicy z bólem zęba i mordką misia Uszatka. W sumie
takie skrzyżowanie kombajnu z sieczkarnią opakowane w plusz. Otóż to małe,
niewinne stworzątko przedstawiliśmy naszemu pierwszemu i jedynemu Akicie. To
jak zareagował nasz Pierwszy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Tu mała dygresja.
Zanim doszło do zakupu Akity z prawdziwego zdarzenia, czytaliśmy o rasie, też o
poszczególnych osobnikach. Zapoznaliśmy się z rysem historycznym, opiniami
ekspertów, wypowiedziami hodowców. Tu mała. Nie- kłamię!- duża dygresja
odnośnie opinii ekspertów. Pierwsza połowa twierdzi – Akita nie toleruje w domu
kotów. Zabije wszystko co kocie, choćby to były kapcie w kształcie kotów. Druga
połowa znowu WIELKIMI LITERAMI twierdzi: Akita to najlepszy przyjaciel
kota. W końcu jest najbardziej kocim
psem na świecie. Nigdy nie podniesie zębów na przedstawiciela pokrewnego
gatunku. Trzecia połowa natomiast, zwolennicy umiarkowanego zaufania mówią
Akita jest Akita. Chcesz mu dać kota to daj, ale nie przywiązuj się do niego za
bardzo.
Jeśli chcesz mieć kota dłużej niż dobę to przedstaw kota i odizoluj,
wtedy wysoce prawdopodobne jest, że będziesz miał kota dłużej- może nawet dwie
doby. Bo potem pójdziesz do pracy, a twoja Akita zostanie sama z twoim kotem.
Będzie dobrze, szkoda, że krótko. I tu moi drodzy wkraczam Ja. Z moim Akitą i
kotem mojej żony (oby zdechł sierściuch w maksymalnych męczarniach- taki żarcik).
Świadomi morderczych skłonności ukochanego pierworodnego Akity wprowadziliśmy
koteczkę powoli. Jako, że jestem odpowiedzialny za zwierzęta w domu to ja przepełniony
odpowiedzialnością, dumny i blady wszedłem do domu. Lisu patrzył na mnie pełen
wyczekującej nadziei. Ja lekko zdenerwowany powagą misji nie potrafiłem się
oprzeć tym oczkom skośnym. Ale trzymam fason. Patrzę na tego mojego ukochanego
psiaka i myślę. Jak ja mogę mu tego odmówić. Przecież on taki MÓJ. Ale wiem. Ciąży
na mnie odpowiedzialność za dopiero co zakupionego kotka. Jestem poważnym
człowiekiem. Znam swoje obowiązki. Dbam o moje zwierzęta. Więc nie dałem się.
Wyciągam kota zza pazuchy i mówię. Staram się aby mój głos odpowiadał powadze
sytuacji. Powaga jest nieodzowna. W końcu to nowy członek stada. Nie chcemy
żadnych nieplanowanych wypadków. Więc wyciągam tą puszystą kulkę zza pazuchy i
mówię… Lisu ZABAWKA. Kłap…
Żartuję. Wcale tak nie było. To było tylko takie niewinne marzenie.
Niestety musiałem być dużo bardziej odpowiedzialny. Kurde. Nawet sobie nie
wyobrażacie ile taki śierściuch potrafi kosztować. Kocham mojego Akitę ale,
nawet on nie będzie jadł takiej drogiej kolacji. Dlatego też kot został
przedstawiony w kawałkach. Znaczy niedosłownie. Najpierw pozwoliłem by Lisu
podszedł do mnie gdy bydlę siedziało mi pod kurtką. Zostałem dokładnie obwąchany.
Uznano, że ja to ja jednakże z czymś dziwnym. Nakazałem siad. O dziwo
posłuchał. Mówię dobrze jest. Siedzi. Jedziemy zatem dalej. „Zostaw”. Zostawił.
Nie bardzo wiedział co, ale zostawił. Ha, myślę sobie. Jest mój. Moja szkoła.
Zna mores. Wie kto rządzi. Świetnie siedzi, więc czas mu przedstawić koteczkę.
Sięgam więc pod pachą gdzie do tej chwili chowała się ta mała pokraka. W sumie
warto powiedzieć w tej chwili, że zwierzęta mają dużo czulszy nos. Koteczka
chyba wiedziała kto na nią czeka. Zaparła się tylnymi łapkami. Słodkie to było.
Takie maleństwo. Ale przednie łapki miały, qurwa pazury ostre jak lancety.
Rozorała mi przeklęta blać całą dłoń. Ja się tu szarpię z małym rozpruwaczem, a
Akita patrzy. Myślę nie stracę twarzy przed moim pieskiem. Zaciskam zęby i
wywlekam kocicę. I tu musiało nastąpić sprzężenie umysłów. Mój Akita wyczuł co
myślę i zareagował. A myślałem: Zdechnij
śierściuchu. I zdechłby w zębach mojego Akity.
Niestety niesamowity refleks
mojej żony uchronił bydle przed zasłużoną śmiercią. Dosłownie w ułamku sekundy
przed dekapitacją złapała sierściucha i zabrała ze szczęk przeznaczenia. Szkoda.
A tak serio- jeśli wprowadzacie kota do stada Akity liczcie się z tym, że nie
pożyje długo. My mieliśmy szczęście i piętrowy dom. Lisu nie wchodzi po
schodach. Tak więc kot miał gdzie uciec. W chwili obecnej jedno bez drugiego
nie wyobraża sobie życia. Ale trzeba było czasu i mnóstwa uwagi. Lisu na
początku z dziką rozkoszą odgryzłby łeb Joko. Teraz biada temu kto zaczepi jego
kota.
Ja
Loki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz