Ashke Inu. Domowa hodowla Akit Japońskich.

środa, 9 listopada 2016

Nowy członek stada



Jak wygląda rozbudowa stada?
Słowo na dzisiaj. Czytanie z księgi Rozrostu. Ewangelia według Mnie- Lokiego. 
I stworzył Pan mężczyznę. Lecz samotny mu się wydawał więc z kawałka serca jego uczynił Pan psa i dał mu za towarzysza. I pojął Pan, iż było to słuszne, dobre i właściwe. – mała dygresja spory co do rasy jeszcze trwają lecz sądzę, że był to Akita. Bo niby jaki inny pies potrafi być tak wierny.- I żyli tak sobie pan i pies jego. I radowali się spacerami wspólnymi. I towarzystwem wzajemnem. I dobrze im było jako w niebie. I chciał Pan aby szczęście człowieka było pełniejsze jeszcze. I uczynił on kota. Z czego nie wiadomo, lecz pewnie z dolnych części jakowyś. I jak wiadomo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Takoż było i tym razem. Kot wtargnął w życie szczęśliwe jak choroba jakowaś. Zapewne biegunka podstępna. Pod nogami plątać się zaczął. Psa w nos drapać bezustannie pragnął. Przez co i na wystawach pies nie mógł się godnie prezentować. I japę drzeć o żarcie bezustannie począł. Nic tylko złapać sierściucha za pchlarz jego i z domu wywalić. Najlepiej z piętra dziewiątego. I pojął Pan, iż źle się stało. Naprawić to zapragnął i z żebra męskiego kobietę uczynił. I wszystko już dokumentnie spierd_lił. 

Wybaczcie parafrazę. Ale nie mogłem się powstrzymać. Nie to żebym miał cokolwiek przeciwko Paniom. Ja tylko przytaczam fragment pisma małoświętego.

A tak na poważnie.Witam. 
Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić naszymi doświadczeniami z zakresu wprowadzania nowych członków rodziny do stada. Najsampierw koteczka. Jak pewnie wszystkim wiadomo ma na imię Joko. Nie mylić z Yoko. Posiada rodowód jak stąd do końca piekła, skąd zapewne pochodzi. Więc jest rodowodowa. W odróżnieniu od Yoko, która posiada…ła tylko sławnego męża. Ale nie o tym. Otóż ta Joko dołączyła do naszego stada w wieku 8 tygodni. Jakież to było małe, jakie bezbronne, jakie milusie, jakie puchate i przytulińskie. 

Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Rzeczona Joko to Brytyjka z wściekle bursztynowymi oczami. Charakterem lamparcicy z bólem zęba i mordką misia Uszatka. W sumie takie skrzyżowanie kombajnu z sieczkarnią opakowane w plusz. Otóż to małe, niewinne stworzątko przedstawiliśmy naszemu pierwszemu i jedynemu Akicie. To jak zareagował nasz Pierwszy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Tu mała dygresja. Zanim doszło do zakupu Akity z prawdziwego zdarzenia, czytaliśmy o rasie, też o poszczególnych osobnikach. Zapoznaliśmy się z rysem historycznym, opiniami ekspertów, wypowiedziami hodowców. Tu mała. Nie- kłamię!- duża dygresja odnośnie opinii ekspertów. Pierwsza połowa twierdzi – Akita nie toleruje w domu kotów. Zabije wszystko co kocie, choćby to były kapcie w kształcie kotów. Druga połowa znowu WIELKIMI LITERAMI twierdzi: Akita to najlepszy przyjaciel kota.  W końcu jest najbardziej kocim psem na świecie. Nigdy nie podniesie zębów na przedstawiciela pokrewnego gatunku. Trzecia połowa natomiast, zwolennicy umiarkowanego zaufania mówią Akita jest Akita. Chcesz mu dać kota to daj, ale nie przywiązuj się do niego za bardzo.


 Jeśli chcesz mieć kota dłużej niż dobę to przedstaw kota i odizoluj, wtedy wysoce prawdopodobne jest, że będziesz miał kota dłużej- może nawet dwie doby. Bo potem pójdziesz do pracy, a twoja Akita zostanie sama z twoim kotem. Będzie dobrze, szkoda, że krótko. I tu moi drodzy wkraczam Ja. Z moim Akitą i kotem mojej żony (oby zdechł sierściuch w maksymalnych męczarniach- taki żarcik). Świadomi morderczych skłonności ukochanego pierworodnego Akity wprowadziliśmy koteczkę powoli. Jako, że jestem odpowiedzialny za zwierzęta w domu to ja przepełniony odpowiedzialnością, dumny i blady wszedłem do domu. Lisu patrzył na mnie pełen wyczekującej nadziei. Ja lekko zdenerwowany powagą misji nie potrafiłem się oprzeć tym oczkom skośnym. Ale trzymam fason. Patrzę na tego mojego ukochanego psiaka i myślę. Jak ja mogę mu tego odmówić. Przecież on taki MÓJ. Ale wiem. Ciąży na mnie odpowiedzialność za dopiero co zakupionego kotka. Jestem poważnym człowiekiem. Znam swoje obowiązki. Dbam o moje zwierzęta. Więc nie dałem się. Wyciągam kota zza pazuchy i mówię. Staram się aby mój głos odpowiadał powadze sytuacji. Powaga jest nieodzowna. W końcu to nowy członek stada. Nie chcemy żadnych nieplanowanych wypadków. Więc wyciągam tą puszystą kulkę zza pazuchy i mówię… Lisu ZABAWKA. Kłap…
Żartuję. Wcale tak nie było. To było tylko takie niewinne marzenie. Niestety musiałem być dużo bardziej odpowiedzialny. Kurde. Nawet sobie nie wyobrażacie ile taki śierściuch potrafi kosztować. Kocham mojego Akitę ale, nawet on nie będzie jadł takiej drogiej kolacji. Dlatego też kot został przedstawiony w kawałkach. Znaczy niedosłownie. Najpierw pozwoliłem by Lisu podszedł do mnie gdy bydlę siedziało mi pod kurtką. Zostałem dokładnie obwąchany. Uznano, że ja to ja jednakże z czymś dziwnym. Nakazałem siad. O dziwo posłuchał. Mówię dobrze jest. Siedzi. Jedziemy zatem dalej. „Zostaw”. Zostawił. Nie bardzo wiedział co, ale zostawił. Ha, myślę sobie. Jest mój. Moja szkoła. Zna mores. Wie kto rządzi. Świetnie siedzi, więc czas mu przedstawić koteczkę. Sięgam więc pod pachą gdzie do tej chwili chowała się ta mała pokraka. W sumie warto powiedzieć w tej chwili, że zwierzęta mają dużo czulszy nos. Koteczka chyba wiedziała kto na nią czeka. Zaparła się tylnymi łapkami. Słodkie to było. Takie maleństwo. Ale przednie łapki miały, qurwa pazury ostre jak lancety. Rozorała mi przeklęta blać całą dłoń. Ja się tu szarpię z małym rozpruwaczem, a Akita patrzy. Myślę nie stracę twarzy przed moim pieskiem. Zaciskam zęby i wywlekam kocicę. I tu musiało nastąpić sprzężenie umysłów. Mój Akita wyczuł co myślę i zareagował. A myślałem:  Zdechnij śierściuchu. I zdechłby w zębach mojego Akity. 



Niestety niesamowity refleks mojej żony uchronił bydle przed zasłużoną śmiercią. Dosłownie w ułamku sekundy przed dekapitacją złapała sierściucha i zabrała ze szczęk przeznaczenia. Szkoda. A tak serio- jeśli wprowadzacie kota do stada Akity liczcie się z tym, że nie pożyje długo. My mieliśmy szczęście i piętrowy dom. Lisu nie wchodzi po schodach. Tak więc kot miał gdzie uciec. W chwili obecnej jedno bez drugiego nie wyobraża sobie życia. Ale trzeba było czasu i mnóstwa uwagi. Lisu na początku z dziką rozkoszą odgryzłby łeb Joko. Teraz biada temu kto zaczepi jego kota.
Ja
Loki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz