Witam.
Pojedziemy anagramem. Muszę przyznać, że całkiem zgrabny. Nawet jeśli to
moja żona wymyśliła. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć o psie w łóżku. Dawno, dawno
temu, uważałem, że pies w łóżku nie idzie w parze z wyspaniem. Właściwie to
nadal tak uważam… chyba. Ale odmieniła się sytuacja. W chwili obecnej mam piesa
w łóżku każdej nocy. I hmmm… nadal tego nie lubię. Wytłumaczę to później, wtedy
zrozumiecie. Ale od początku. Kiedy zostałem dumnym opiekunem mojego pierwszego
Akity, w mojej głowie funkcjonował pogląd, że dla psa nie ma miejsca w łóżku,
na kanapie, właściwie wszędzie tam, gdzie on chciał wleźć, a ja leżałem,
siedziałem czy spałem. Musiałem dojrzeć do zmiany decyzji. Musiałem również
zdać sobie sprawę z tego, że nie ma nic zdrożnego w psie na kanapie zwłaszcza
jeżeli sam go tam zaproszę. Właściwie pod warunkiem, że go tam zaproszę. Jak
już wspomniałem najsampierw nie pozwalałem żadnemu z moich psów wchodzić na kanapę,
a co dopiero do łóżka. Niestety moja żona ma odmienne zdanie w tej kwestii. A
cała sytuacja wyglądała następująco:
Leżę sobie na kanapie. Moje psy leżą obok na ziemi, zaznaczam. Wychodzę z
pokoju pełen spokoju o moje miejsce, wracam i co widzę? Kanapa cała zapsiona.
Wtedy jeszcze miałem tylko dwa psy. Niestety to wystarczyło, żeby zapsić całą
kanapę. Stoję porażony zdumieniem, niewiarą i jeszcze większym zdumieniem. Jak
to? Przecież one nigdy na kanapę nie właziły. Dlaczego zaczęły. Tracę pozycję?
Rzucają mi wyzwanie? Mamy się … hmm … gryźć?
- Wypad z baru. Znaczy spadać z kanapy. Widzę niebotyczne zdziwienie w ich
skośnych oczkach: Ale dlaczego? Zlazły obrażone. Myślę sobie, że przecież nigdy
nie było przyzwolenia na kanapo-leżenie. Stan taki trwał kilka dni. Aż pewnego
dnia wchodząc niespodziewanie do salonu zastałem widok, który powalił mnie na
kolana. Moja wielce szanowna małżonka leży na kanapie opatulona w psy. Stoję i
analizuję. Moje myśli galopują jak stado mustangów z rozwianymi ogonami i ogniem
w oczach. Chwilę porozkoszowałem się tą wizją gdyż nie należy rezygnować z
dobrych porównań. Żonka ogląda telewizję nieświadoma obecności swojej nemezis.
Psieski natomiast, mające nieco więcej instynktu samozachowawczego zaczęły
chyłkiem uchodzić z kanapy. Nie sposób opisać oburzenia mojej połowicy na taką
rejteradę. „Ej” zakrzyknęła oburzona. Psy dały dyla. Mądre są. Stoję z tyłu i
patrzę jak moje „lepsze” pół pertraktuje powrót na kanapę.
– No chodźcie, no do mnie, no chodźcie, ej, ej, no chodźcie. Psy udają, że
oglądają swoje stopy. Z ich postawy jasno wynika „No wiesz, byliśmy tam, ale
teraz nas tam nie ma. Tłumacz się sama.” W końcu nawet do mojej żony dotarło,
że coś jest nie tak. Obraca się i co widzi? Mnie. Napompowany słusznym gniewem,
jak gradowa chmura wypełniona urażoną dumą, szykuję się do miażdżącej tyrady i
co słyszę?
– Przestań straszyć psy! Zakrztusiłem się gniewem i urażoną dumą. Kiedy już
się wykaszlałem byłem gotowy odezwać się.
– Ale jak to? – Na tak postawione pytanie uzyskałem odpowiedź na jaką
zasługiwałem.
– O co ci chodzi?
– No wiesz. – odpowiadam inteligentnie.
– Co wiem? – słyszę równie inteligentną i elokwentną odpowiedź. Na usta
ciśnie mi się rymowana odpowiedź. Ale nie odważę się. Szukam w umyśle słów
odpowiednich do poziomu mojego zdumienia i oszołomienia. Znajduję!
– No wiesz? – Dukam.
– Masz zawał? – słyszę w odpowiedzi.
– Nie. – stawiam diagnozę, czuję się niemal jak D.M. House.
– Udar? Zadzwonić po pogotowie?
– odpowiedzią biję na głowę każdego oratora – Że, co?
– No bo wyglądasz jakbyś miał zejść.
– No tak. Przyszedł mój czas. Otwierają się bramy. Za nimi stoi Mroczny
Kosiarz. Już zacząłem się żegnać z doczesnością, gdy zdałem sobie sprawę, że
nie mam zamiaru się rozstawać z tym światem.
– Przestań mnie pakować do trumny! Ubezpiecz mnie najpierw. – Wiecie biznes
jest biznes. O interesy trzeba dbać. Widzę gonitwę myśli na twarzy mojej żony.
W końcu wygrywa wyraz niezrozumiałego zdumienia.
– Ale ty jesteś ubezpieczony. Podwójnie, jeśli zejdziesz na zawał.
- … - Acha. – Kurde kiedyś
przeczytam to OWU. – A ile dostaniesz, jak zejdę na zawał? – pytam prowadzony
niezdrową, zapewne dla mnie, ciekawością?
– O co ci chodzi? - Sprowadza mnie na ziemię.
– No bo wiesz, tak sobie kalkuluję i wychodzi mi … - zdaję sobie sprawę, że
kopię sobie dołek. – Co ty mnie tu zagadujesz ubezpieczeniami. – Oświadczam
pełen słusznego gniewu. Nie dość, że psy leżą na kanapie to jeszcze mnie do
grobu kładą. I to na zawał. Podwójnie płatny co prawda, ale zawsze. – No bo
mnie chodziło o to, że psy leżą na kanapie. – oświadczam nieco zdezorientowany.
– No i co z tego? - słyszę w odpowiedzi.
-Ehmm … no nic. Ale tak nie wolno. Prawda? – Pytam odważnie.
– Ale o co ci chodzi? – Muszę przemyśleć strategię. Coś mi się inicjatywa
wymknęła. Czuję się co nieco winny. Ja tu miałem rozpętać piekło słusznego
gniewu, a nie się tłumaczyć z tego, że przyszedłem w nieodpowiednim momencie. Przechodzę
do kontrataku. – Psom nie wolno wchodzić na kanapę!
– Wolno – słyszę w odpowiedzi. – Kiedy je zapraszam.
– Yyy, a długo już je zapraszasz? – Od jakiegoś czasu. – No tak człowiek
się stara być konsekwentny, uczy, wymaga i co z tego ma? Ktoś przychodzi i uczy
czegoś wręcz odwrotnego. Nic dziwnego, że pies może zgłupieć. Jeden mówi to
druga tamto. Nieco to różne od konsekwencji. Ale faktem jest, że można psa
nauczyć, żeby nie wchodził na kanapę. Przynajmniej przy Was. Bo kiedy nie
będzie Was w pobliżu nie liczcie na to, że pies odpuści kanapie. Grunt to
wspomniana wcześniej konsekwencja, której znaczenie pokazałem później w
słowniku mojej żonie. Okazało się, że cały czas wiedziała o co chodzi.
Jaaaasne… bujać to my a nie nas. Tak czy inaczej konsekwencja to klucz do
sukcesu.
Nie macie wpływu na to co się dzieje, kiedy Was nie ma. Ale macie
całkowity wpływ na to co się dzieje, kiedy jesteście. Kiedy psies włazi na
kanapę, a wy nie życzycie sobie tego, zganiacie go. Bezwzględnie i
bezwarunkowo. Oczywiście wykorzystujecie do tego celu takie komendy jakie
wypracowaliście. Bo ja wiem? Nie wolno, Fe, Be, Nie, Zostaw, Złaź zakało,
Spierdalaj sierściuchu… a nie to do kota. Nie krzyczymy, nie awanturujemy się, to nie
jest wasz współmałżonek. Pies zrozumie, że nie to nie bo tak i c.uj. Tzw. asertywność
po kaszubsku. Nie obrażając Kaszubów. Bardzo mi się podoba więc nie mam nic
obraźliwego na myśli. Co więcej z upodobaniem ją stosuję. Ale kiedy macie
ochotę na poprzytulanie się zawołajcie psa. To wy decydujecie, kiedy może
przebywać z Wami na Waszym miejscu. Przekaz musi być jasny i prosty. Kiedy ja
zapraszam to TAK. Kiedy nie wołam to NIE. Ważne, żeby każdy stosował się do tej
zasady. Brak zasad to chaos. A w chaosie bardzo łatwo o utratę kontroli. Psy
chaosu nie lubią, więc jeśli Wy nie potraficie zapanować nad stadem, on/ona się
za to weźmie. Zwłaszcza jeśli jest Akitą. Co innego spanie z psem. Jest to coś
czego nie da się ukryć. No bo niby jak. Wielki, futrzasty stwór pod kołdrą.
Można to pomylić tylko z jednym. Mianowicie „Monster Inc.”. Ale jeśli nie
produkujecie energii z krzyku to raczej nie jest to James P. Suliivan, więc wyjaśnienie
jest jedno: Macie psa w łóżku. Teraz
pozostaje pytanie. Jest tam za Waszą zgodą i wiedzą, czy wlazł cichcem, kiedy
byliście odwróceni do ściany. Jak już wspominałem jestem zwolennikiem nie-spania
z psem. Wiecie łóżko ma ograniczony gabaryt. Pies mały nie jest i ma pazurki.
No niby żona pazurki też posiada, ale nie daje się wygonić z łóżka. O rozmiarze
nie będę się wypowiadał, bo się obrazi. Wracając do meritum. Przez bardzo długi
czas byłem zdecydowanym przeciwnikiem spania z psem. Z różnych względów.
Głównie chodziło mi o to, że jest to moje miejsce spoczynku i jako takie jest
tylko moje.
Ja się nie pcham spać w ich posłaniach. Więc wymagam wzajemności.
Jako przewodnik stada nie życzyłem sobie, aby ktoś spał w moim legowisku.
Ostatnimi czasy zmieniło się nieco moje nastawienie. Chciałbym z góry
zaznaczyć, że wbrew obiegowej opinii, nasze psy nie są kozami. Ich zachowanie
zwłaszcza podczas konsumpcji trawy temu przeczy, ale zdecydowanie kozami nie są.
I jako takie nie chodzą po schodach, zwłaszcza jeżeli te zawierają dziury, lub
są ażurowe. Boją się takich schodów, gdyż nie są nauczone po nich chodzić.
Wspominam o tym, bo sypialnia nasza znajduje się na piętrze i żaden pies nie ma
odwagi wejść do niej po schodach. W sumie bardziej przypominających drabinę niż
klasyczne schody. Nie żebyśmy mieszkali w jakiejś stodole z ustawionymi
drabinami pozwalającymi dostać się na pięterko. Jako że psy do sypialni się nie
pchały drzwi do niej nie były zamykane. Na moje nieszczęście pewnej nocy odkryłem,
że niezamykanie drzwi ma pewien zasadniczy mankament. Tej pewnej nocy
mianowicie, ze zdumieniem i zgrozą odkryłem, że moja żona sierścią porosła.
- Sroka co ty tu robisz? Pytam zdziwiony, zniesmaczony wręcz zdegustowany.
W odpowiedzi zostałem wylizany po twarzy. Cóż z taką odpowiedzią się nie
dyskutuje. Przynajmniej nie w łóżku. Przez chwilę rozważałem kuszącą opcję
stałej wymiany żony na suczkę niestety nie jestem pewien czy taka propozycja z
mojej strony nie skończyłaby się trwałym kalectwem. Moim. Więc odpuściłem
pomysł. Ehhh... Oczywiście kocham moją żonę i nigdy jej nie zamienię. Cóż
swobodny dostęp do tekstu ma tą wadę, że każdy może to przeczytać. Nasuwa mi
się tekst jednego z najlepszych polskich zespołów rockowych „i żywy stąd nie
wyjdzie nikt”. Ciekawe dlaczego? Wracając do psa w łóżku. Nie bardzo wiedziałem
skąd Sroka w pieleszach. Okazało się, że wiedziona nieodpartą potrzebą
przebywania w pościeli pokonała strach i wspięła się na schody. Potem już było
z górki. Wystarczyło cicho wleźć do łóżka, oczywiście w sam środek i zagrzebać
się pod kołdrą. Siedzę na łóżku i rozważam różne alternatywy. Niestety Sroka
nie wygląda jakby się gdzieś wybierała. Właściwie to wygląda na zadowoloną.
Leży sobie kołami do góry, rozwalona w poprzek łóżka, dzięki czemu ja obudziłem
się w połowie na podłodze, i wygląda na szczęśliwą. No i jak tu psa pozbawić
dobrostanu? Nieludzkie to. Pomimo tego, że nadal jestem przeciwnikiem spania z
psem jakoś nie mogę się zdobyć na to by wywalić go z łóżka. Dziwne to. Kiedy
zapytacie mnie czy pies powinien spać w łóżku. Odpowiem - Nie. Na pytanie - Czy
ty śpisz z psem w łóżku? - Oczywiście. Nie oszukujmy się. Każdy kto jest tak
pierdlonięty na punkcie psów jak ja i każdy kto to czyta… zrozumie. Czasami
wchodząc do sypialni zastaję Srokę wywaloną na moim miejscu. Co robię? Pełen
słusznego oburzenia zdecydowanie, aczkolwiek delikatnie przesuwam ją na środek
łóżka i kładę się obok. Oczywiście kieruje mną czysta interesowność. No bo wyobraźcie
sobie nocnego złodzieja kołdry i nie
mówię tu o psie. Kiedy Sroka leży pośrodku każdy ma jasną sprawę w kwestii
kołdry. Ta część jest moja tamta nie moja. I kiedy 28 kilogramowa Sroczka leży
pośrodku sprawa jest jasna i klarowna. Czasami w środku nocy budzą mnie odgłosy
szamotaniny na przeciwległym krańcu łóżka. Ktoś tam bezskutecznie usiłuje
dokonać kradzieży kołdry. Uśmiecham się wtedy sennie i delikatnie klepię Srokę,
żeby przypadkiem sobie nie poszła. Od tego pierwszego razu, kiedy to wdrapała
się do nas, Sroka co noc śpi z nami w sypialni. Czasem z nami w łóżku, czasem
obok, to te gorsze noce- marznę wtedy. Ale ona zaraz przyjdzie, położy się obok
i grzeje mnie swoim ciepłem. Nie ma nic lepszego niż taki przyjaciel w zimną
noc. Jeśli nie przeszkadza wam sierść na poduszce, w ustach i … no tak mokre
plamy. Bo Sroka jest fanatyczną wręcz lizaczką. Cóż, jakoś przywykliśmy. W tej
chwili nie mam już nic przeciwko temu by oglądać TV z psem leżącym przy mnie na
kanapie. Pod warunkiem jednak, że sam go tam zawołam. Nadal gonię psy, jeśli
same tam włażą. Właściwie teraz nie wyobrażam sobie jak mogłem kiedyś
relaksować się bez pachnącego sierścią gościa przy boku.
Ja
Loki