Cześć.
Muszę się przyznać, że to mój
pierwszy raz kiedy się uzewnętrzniam publicznie przez Internet. Dlatego
prosiłbym o wyrozumiałość … niestety jestem zbyt egocentryczny by to zrobić J
a komu się to nie podoba to „i love you”
Trafił mi się, odgórnie nadany,
przykry i niewdzięczny temat jakim jest wampir BABESZIOZY. Straszną tę chorobę roznoszą kleszcze. Jak
mniemam znacząca większość hodowców, właścicieli, posiadaczy psów wie o tym.
Nawet jeśli nie wiedzą, to wiedzą, że kleszcze szkodzą J. I racja-kleszcze
szkodzą. Małe toto, wredne, krew wypija, choróbska przenosi, psy zabija. Śmierć
im i potępienie wieczne! Nie będę się tu rozpisywał o tym co to jest BABESZIOZA-
zainteresowanych szczegółami klinicznymi odsyłam do fachowych pism, publikacji,
opracowań naukowych a jeśli są zbyt leniwi do Wikipedii -choć tutaj opis jest
tak skromny jak stringi-właściwie nic nie odkrywają nic nie zasłaniając. Ja
opowiem Wam jak do naszej rodziny dołączył, jak się zadomowił i jaki przebieg
miało współżycie z tymi jakże towarzyskim pierwotniakiem.
BABESZIOZA
jest to najkrócej i najprościej mówiąc rozkład czerwonych krwinek. Jak zapewne
się orientujecie bez czerwonych krwinek funkcjonowanie jakiegokolwiek organizmu
ssaka może być wysoce utrudnione. Nie ma tlenu w komórkach, nikt nie odbiera
dwutlenku węgla, o substancjach odżywczych i produktach przemiany materii nie
wspomnę. Wampir działa. Spija krew i ma się dobrze. A przecież wszyscy dobrze
wiemy czym to się kończy (każdy widział lub czytał filar i klasykę literatury
grozy B.Stokera). Nie ma krwi nie ma życia – krew to życie. I tak właśnie
wygląda napad Pani B.
Jestem
(przeważnie) szczęśliwym posiadaczem psa rasy… a właściwie nie. Jestem
szczęśliwym (przeważnie) posiadaczem Akity. Ci, którzy posiadają Akitę wiedzą
na czym polega różnica pomiędzy psem a Akitą J. I jako kochający właściciel, posiadacz, obiekt
trzymający smycz - niepotrzebne skreślić, dbam o mojego psa, wróć (!) O mojego
Akitę. Jeździmy do lasu na długie spacery gdzie może się wybiegać, wyszaleć,
wypróżnić. A kleszcz to q…rwi syn siedzący w trawie, na krzakach i niskich
gałęziach drzew. Występuje do 1 metra wysokości w sumie słusznie, niby dlaczego
miałby siedzieć wyżej- żyrafy występują u nas raczej rzadko. Tym niemniej metr
wystarczy by pies lub Akita zaliczył wszystkie kleszcze dostępne w okolicy. Wiąże
się z tym pewna zabawna [dla Was] i krępująca [dla mnie] opowieść z Mazur,
którą może opiszę kiedy indziej. Wracając do tematu. Jako „doświadczony”
posiadacz Canis Lupus Familiaris spacerowałem po lesie, święcie przekonany, że
jesteśmy najgroźniejszym tandemem w okolicy. O słodka ignorancjo! Kleszcze nie
uznawały naszej dominacji. Zwłaszcza jeden. Zaczaił się na jakimś niskim krzaku
bądź źdźble trawy i … uderzył. Nic sobie nie robił z obroży przeciw kleszczowej
znanej i bardzo drogiej marki, za nic miał kropelki aplikowane pomiędzy łopatki
pewnej znanej i polecanej firmy. Jak mogę przypuszczać środki te działają na
psy, które posiadają sierść normalnej jakości i faktury - jako się rzekło Akita
psem nie jest (jest Akitą - tylko i aż) – posiada sierść, podszerstek i diabli
wiedzą co jeszcze, które nie przepuszczą nic. Więc ani wspomniana obroża ani
kropelki nie zadziałały. Małe *&$^#&&# bydle wczepiło się w moje
malutkie, rude, piękne kochanie i zaczęło SSAĆ.
Jako doświadczony dyletant wiem,
że po spacerze w lesie należy pasa (a Akitę tym bardziej) wyczesać. Jakoś jednak
wywłok jeden się prześliznął przez zęby szczotki. I jak to jest zapisane w
naturze takiego bydlęcia zaczął szkodzić. Pasażera na gapę znalazłem jak
mniemam po rozmiarze po jakichś dwóch-trzech dniach. Został uprzejmie
poproszony o opuszczenie swojego środka transportu z wyszynkiem (w końcu to nie
IC z Warsem). W ramach rekompensaty za utrudnienia zaproponowałem (bez
możliwości odmowy i powrotu) ekskluzywną jazdę hydro zjeżdżalnią firmy Koło
(prawdziwa porcelana i nieziemski luksus – jak zapewniał sprzedawca i producent).
Dumny z wykrycia pasożyta zupełnie nie zwróciłem uwagi na to JAK? No jak? Było
możliwe, że on się zaczepił na przejażdżkę. Myślałem, że środki ochronne jakie
stosuję stawiają mnie w jednej linii z Fortem Knox. Jak się okazało było to
raczej ogrodzenie z drutu i to nawet nie kolczastego. Choróbsko, żeby się
rozwinąć potrzebowało trzech dni. Po tym czasie dało się zauważyć pierwsze
symptomy. Brak apetytu. U mojego Akity! Nie chciał jeść mięsa! No ale gorąco
było. Może nie je bo taki upał. Idziemy na spacer. Brak entuzjazmu. Wcześniej
był gotowy wyrwać mi smycz i iść niezależnie od tego czy ja idę czy nie. No i
najważniejsze w przypadku Akity ogon w dół. No ale przecież uprzedzano mnie, że
gorąco źle wpływa na Akity (to było w zeszłym roku kiedy temperatury sięgały
grubo powyżej 29 st C). Przez trzy dni tłumaczyłem sobie, że temperatura, że
zmęczony, że może za dużo wymagam. Tak się złożyło , że był to czas
intensywnych treningów socjalizacyjnych (niezależnie co mówią pewne stare
raszple z Izraela - piekło i Szatani na Nią). Po trzech dniach padło
stwierdzenie – ten pies jest chory. Moja błyskotliwa odpowiedź powalała na
kolana. – To nie pies- to Akita. Ale jako, że nie zwykłem się spierać z siłami
natury, jak nie zwykłem dyskutować z burzą na temat kształtu piorunów, czy
lawiną na temat barwy śniegu, zabrałem psa do przychodni. W końcu co ja tam
wiem. Żona i tak wie wszystko lepiej. Jak się okazało faktycznie wiedziała
lepiej. Q…rw…rde.
Pani weterynarz zabrała się do rzeczy z profesjonalną
starannością. Najsampierw wywiad. Co? Jak? Kiedy? Gdzie? Pełen profesjonalizm
(bez sarkazmu i ironii). Jeśli ktoś z okolic Wołomina chce powiem gdzie.
Zarządziła – badanie krwi. No i się wydało – Mamy BABESZIOZĘ. Ki diabeł? Z czym
to się je? Jak to się leczy? Czy mój syneczek umrze? Proszę go ratować – jeśli
potrzeba to ja oddam nerkę i płat wątroby! Znaczy jak to nie będą pasować?- Co
PANI mi tu suponuje!?!. Po uspokojeniu … mnie. Zaaplikowano antybiotyki,
zlecono głównie obserwację, zwłaszcza moczu (gdyż objawem prawidłowo
postępującego leczenia jest wydalanie martwych krwinek, co powoduje, że mocz ma
barwę od brudno brązowego poprzez czerwony do silnie żółtego). Terapia trwała
tydzień wiązała się z zastrzykami, kroplówkami i mnóstwem nerwów. Ale jako, że
wcześnie zdiagnozowana B. nie poczyniła zniszczeń w wątrobie, co jest głównym
zagrożeniem tego typu chorób. Trwałych zmian nie odnotowano. Nic, czego nie
byłby w stanie naprawić czas i właściwe postępowanie. Zwłaszcza rezygnacja z
obroży przeciw kleszczowych (pewnej znanej firmy) jak i kropelek (pewnej
jeszcze bardziej znanej firmy) na rzecz wielkiej tablety przyjmowanej
do…hmm…pysknie? Działa i spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje.
Na
koniec kilka rad. Sam stosuję i polecam (gorąco) wszystkim posiadaczom psów,
Akit i (niech stracę) kotów:
- posiadasz psa (lub Akitę) o
bardzo intensywnej szacie? Nie ufaj obrożom i kropelkom. Tylko tabletki
spełniają swoje zadanie w stopniu zadowalającym. Nie twierdzę, że działają na
100% i na wszystkie psy (lub Akity). Ale to najlepsze co można zrobić.
- Jeśli spacerujesz po lesie
pamiętaj żeby po spacerze dokładnie wyczesać sierść. Może nie trafisz
wszystkich. Ale usuniesz ile tyko możesz. To zminimalizuje zagrożenie.
- Jeśli twój pupil jest nieswój,
nie ma humoru, nie chce wychodzić na spacer, nie ma apetytu a w przypadku Akit
ma ogon w dół – to może być objaw zbyt wysokiej temperatury. Znaczy każde z
tych zachowań osobno. Wszystkie razem znaczą, że musisz odbyć wycieczkę do
specjalisty.
- Nie jesteś weterynarzem (no
chyba, że jesteś J)
nie lecz sam. Idź do specjalisty, który zrobi badanie krwi. Wiecie, pies nie
mówi (no chyba, że bierzecie różne takie specyfiki, po których mówi [jeśli tak
to podajcie adres dealera]) co mu jest. Wszelkie nieprawidłowości wychodzą w
badaniach krwi.
- Uważajcie na kleszcze. Zimy nie
było. Wszędzie ich pełno. No i nie tylko Wasz pies przynosi do domu kleszcze.
Wy też pałętacie się po tych krzaczorach uważajcie co przynosicie do domu.
Na dziś to tyle.
Dzięki, że dotrwaliście do
końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz