Ashke Inu. Domowa hodowla Akit Japońskich.

czwartek, 21 lipca 2016

LISU i JOKO

LISU i JOKO

Ja wspominałam duet Rybak i Kapuśniak był spektakularnym sukcesem, który dawał wszystkim wiele radości. Co ta para wyczyniała, to już materiał na książkę. Dość powiedzieć, że Kapuśniak w Internecie handlował tym co Rybak mógł zrobić mniej i bardziej niepożądanym indywiduom. Należy jednak zwrócić uwagę że:

a.    Kapuśniak był dobre pół roku starszy od Rybaka
b.    Jak Rybak przybył, to Kapuśniak był nawet większy
c.    Rybak wychowywany przez Kapuśniaka był przekonany że jest Kotem vide
d.    Rybak walczył łapami

Tak - 45 kilo owczarka niemieckiego atakowało intruza „z liścia”.

Gdy ich zabrakło w domu pojawił się LISU. Każdego ranka, pięć minut przed budzikiem przychodził wylizać mi uszy żebym do pracy brudna nie poszła. Gdy wracałam, dupy mu niemal szczęście nie urywało. Jakby mógł, to przytulałby się zawsze i wszędzie. No taka wymarzona Akita do kochania i przytulania na zabój. Akity to nie są czułe stworzenia, a przynajmniej nie do tego stopnia. Myślałam, że trafił nam się taki wyjątkowy cudny, czuły pieszczoszek do kochania i rozpuszczania. Nie, wcale się nie zastanawiałam gdzie jest ten pies samurajów, wykorzystywany do polowań na niedźwiedzie.

Jak dają to biorę i się cieszę!

Dnia pewnego ogon Lisa nie podniósł się rano.
Pani Akita, żona Pana Dariusza (zwanego u nas w domu Panem Akitą) nam dała jedną z najważniejszych wskazówek przy życiu z Akitami:

„ Gdy Akita ma opuszczony ogon to wiedz, że jest chora albo strasznie nieszczęśliwa”

My wyszliśmy z założenia, że LISU jako najwspanialsza Akita stąpająca po naszym świecie ma być tak szczęśliwy jak i zdrowy do granic możliwości. Popędziliśmy więc do lekarza z półrocznym szczenięciem, które zapadło na BOLERIOZĘ .

O objawach, przyczynach, leczeniu i zagrożeniach napisze wam Rafał bo to jego specjalizacja.
Chorobę zażegnaliśmy ale nie tylko. Pożegnaliśmy też szczeniaka- LISU szybko spoważniał po tej chorobie. Już mnie rano nie całował na dzień dobry, nie szukał naszego towarzystwa tak bardzo jak kiedyś. Z perspektywy czasu uważam ze rekonwalescencja trwała jakieś 3 miesiące, bo wróciły nasze poranne przytulasy i chęć do wspólnych zabaw i głupawki klasyczne po takim czasie, ale było już po ptokach. Rafał kupił mi KOTA do przytulania!

Wymarzona moja ciepła i milusińska JOKO, która okazała się diabłem wcielonym. Pani weterynarz powiedziała, że w życiu tak gadatliwego kota nie widziała. No ale co tam, każdy ma swoje wady. LISU na przykład, jak się okazało, panicznie bał się kotów… Gdy przywieźliśmy JOKO do domu był luty więc LISU miał 8 miesięcy. Dałam mu powąchać nowego domownika i tylko mój szalony refleks uratował ją przed dekapitacją - jednym szybkim i zwinnym ruchem odgryzłby jej głowę! Raz w życiu refleksu mi starczyło i chwała mi, o więcej nie proszę. Następne trzy dni natomiast, gdy tylko próbowaliśmy ich socjalizować JOKO, i owszem syczała mało przyjaźnie, ale LISOWI normalnie trzęsło się wszystko uciekał, a jak nie mógł uciekać to się kulił. No koszmar jakiś. Po tygodniu role się odwróciły, a po dwóch zaczęli poczynać sobie jak równy z równym. Teraz są nierozłączni ale nadal dla siebie złośliwi. To w końcu jeszcze dzieci .







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz